Spotkałam się z tą nazwą pewnego pięknego dnia, kiedy to jeden z moich podopiecznych spuchł do tego stopnia, że nie mógł normalnie otworzyć oczu i zszedł z łąki jedynie za moim głosem i dotykiem ręki .
Nigdy wcześniej nie miałam z czymś takim do czynienia. Ale może od samego początku.
Jest lipiec. Cieplutko i miło. Wypuszczam konie na łąkę i kiedy otwieram box Kurorta spotyka mnie widok konia z dziwnymi bąblami na skórze.
Widzę, że jest lekko podpuchnięty i domyślam się, że jest to efekt wczorajszego pogryzienia przez muchy.
Zakładam mu derkę i maskę aby koń miał trochę spokoju i mógł jeść trawkę bez stresu.
Po jakiś dwóch godzinach dochodzi do mnie wołanie Kurota z łąki.
Czuję, że coś się dzieje bo Kurort woła tylko z jakiś ważnych powodów.
Zdejmuję mu maskę aby zobaczyć co jest i oczom nie wierzę. Koń wygląda masakrycznie. W miejscu oczu ma tak opuchnięte powieki, że wyglądają jak dwa napuchnięte jabłka a otworzyć ich w ogóle nie ma możliwości. Kantar zaś jest tak opięty, że zaczyna pękać mu zwyczajnie skóra i sączy się z niej żółtawy płyn.
Bez zastanowienia zdejmuję ten kantar bo widok jest naprawdę szokujący. Zabieram konia z łąki wprost do jego boxu. Idzie za moim głosem bo zwyczajnie nic nie widzi. Zdejmuję derkę a jego cała skóra jest pokryta miliardem bąbli i bąbelków.
Telefon do weterynarza i z niecierpliwością czekam na jego przyjazd.Zawiadomiłam też Kamilę, opiekunkę Kurorta.
Odczyn alergiczny fatalny.
Dostał trzy zastrzyki i kroplówki. Stał cierpliwie i cierpiący strasznie. Myślę, że to meszki w poprzedzający dzień mogły go tak pokąsać nawet już w boxie wieczorem.
Jak widać -widok przerażający.
Spałam tej nocy z sercem na ramieniu. Bałam się, że rano koń może już nie żyć bo tak naprawdę weterynarz zrobił wszystko co mógł ale nie był pewien, czy koń to w ogóle przeżyje. Bogu dzięki przeżył a ja po przestudiowaniu internetu odnalazłam nazwę tej o to przypadłości uczuleniowej u koni. Nazywa się to Lipcówką ponieważ dotyka to koni właśnie w lipcu.
Zwyczajne uczulenie na muchy.
Skóra najbardziej popękała mu przy ganaszach, uszach i ogonie. Przemywanie i antybiotyk podawany jeszcze przed dwa dni zdziałał cuda.
Kurort wrócił do formy a każdego dnia i wieczora pryskany środkiem na muchy obficie.
Nie życzę nikomu takiego widoku w cudowny lipcowy dzień a jak już się taki widok pojawi – nie czekajcie a weterynarz i dożylnie wapno oraz inne dodatki mogą uratować mu życie.